Tak, to właśnie dziś, długo wyczekiwany „Koszmar Morfeusza” K.N. Haner ma oficjalną premierę. To kontynuacja „Snów Morfeusza”, historia trudnej miłości Cassandry Givens do Adama McKeya. Jeśli jeszcze nie czytałyście, nie czekajcie, z tego koszmaru nie będziecie chciały się wybudzić!
Budzę się we własnym mieszkaniu, we własnym łóżku. Otwieram oczy i pierwsze, co robię, to biegnę do łazienki. Wymiotuję. Nie mogę pohamować obrzydzenia, jakie czuję. Obrzydzenia do samej siebie. Widzę sine ślady na swoich nadgarstkach i wzbiera we mnie kolejna fala mdłości. Wykończona torsjami kładę się na zimnej podłodze łazienki i zwijam się w kłębek. Nie mam siły płakać ani ruszyć chociażby ręką.
Przez moment odnoszę wrażenie, że nie mam siły nawet oddychać. O niczym innym nie jestem w stanie myśleć prócz tego, że nie chce mi się już żyć. To cholernie samolubne, ale nic na to nie poradzę. Czy można się podnieść i normalnie funkcjonować po czymś takim? Wątpię. Ten popieprzony świat, w którym tkwi Adam, zniszczył mnie w jeden dzień i zapewne jego także. On siedzi w tym od lat, ale ja dopiero teraz zrozumiałam, czego naprawdę się boi. Jestem w stanie nawet wczuć się w sytuację jego brata, który najpewniej popełnił samobójstwo, bo nie mógł już dłużej tego znosić.
Trzęsę się z zimna, ale jakimś cudem udaje mi się wstać. Zerkam w lustro, choć to bardzo trudne. Na policzku mam siniaka po ciosie Erosa, a na szyi czerwony ślad od uścisku Adama i kilka mniejszych otarć na udach. Pieprzył mnie tak mocno, że posiniaczył mi uda. Boże! Moja twarz jest blada i opuchnięta, tylko miejsce po uderzeniu czerwone i obolałe. Tam na dole również wszystko mnie boli. Gardzę kobietą, którą widzę w odbiciu. No bo kim ona jest? Kim ja jestem? Teraz już nikim, co mi udowodniono w Mirrors. Czym sobie zasłużyłam na to, że mnie nie zabili? Nie wiem, ale to daje mi jedyną nadzieję, że Adam też żyje. Może po tym wszystkim dadzą mu spokój? Tylko o jego dobro się martwię. Nigdy nikogo nie kochałam tak mocno jak jego i mimo że on uczestniczył wczoraj w tym koszmarze, nadal go kocham. To normalne? Każda kobieta spierdoliłaby od takiego faceta i nie chciałaby go znać, a ja? Jedyne, czego pragnę, to by mnie teraz po prostu przytulił.
Wychodzę z łazienki i schodzę na dół. Zaskakuje mnie porządek, jaki tu panuje. Spodziewałam się raczej widoku jak po przejściu tornada. Nawet po obiedzie jest posprzątane, a na stole widzę kopertę i jedną białą różę. Pierwsze, co robię, to biegnę do drzwi, by je zamknąć. Opieram się o nie i zaczynam głośno płakać. Zanoszę się, łapię łapczywie powietrze. Po chwili podchodzę do stołu i drżącymi rękoma otwieram kopertę. Nie mam pojęcia, od kogo ona jest, ale mogę się domyślać. Wyjmuję kartkę, na której jest napisane tylko jedno słowo: Odrzucona. Unoszę brew, bo nie mam pojęcia, co to znaczy. Jakie jest przeciwieństwo odrzuconej? Przyjęta? Czy to się odnosi do tego, co się działo wczoraj? Nie mam, kurwa, pojęcia. Zgniatam kartkę w dłoni i wyrzucam ją do kosza razem z białą różą. Nalewam sobie wody do szklanki i opróżniam ją jednym haustem. Cholernie chce mi się pić, jednak nie czuję głodu. Żołądek mam nadal zaciśnięty. O dziwo, czuję się czysta i mam na sobie świeże ubranie. Ktoś musiał mnie wykapać, zanim mnie tu odwiózł. Mimo to idę pod prysznic, chcąc zmyć z siebie te okropne wspomnienia, które kołaczą się w mojej głowie. Czuję na sobie dłonie Adama i znowu zaczynam płakać. Nie wiem co mam myśleć. Zostawił mnie tam. Wyszedł. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że był dla mnie łagodniejszy, niż powinien. Mój umysł chyba nie jest w stanie pojąć tego, co tam się wydarzyło.
Spędzam pod prysznicem prawie dwie godziny. Stoję bez ruchu, a gorąca, wręcz parząca woda zalewa moje ciało. Cała łazienka jest w kłębach pary, a gdy w końcu wychodzę spod strumienia, robi mi się słabo. Upadam na podłogę łazienki, ponownie tracąc przytomność.
***
Chcę się wyrwać z koszmaru, ale to wraca. Leżę na podłodze, a wspomnienia z nocy ponownie stają się rzeczywistością. Jednak niczego nie mogę zrobić, bo trwam zawieszona między jawą a snem. Między świadomością a pustką, która jest tak blisko, a jednak nie nadchodzi. Nagle rozchylam lekko powieki, bo słyszę męski głos.
— Cassandro! Cassandro, otwórz oczy!
Widzę nad sobą czyjąś postać, ale nie jestem w stanie rozpoznać, kto to jest. Jest mi słabo i kręci mi się w głowie. Mężczyzna bierze mnie na ręce i mimo mojego niepewnego sprzeciwu wynosi mnie z łazienki do sypialni, po czym kładzie na łóżku i okrywa kocem. Dopiero po chwili orientuję się, że to… Darren. Co on tu, do cholery, robi?
— Przyniosę ci wody — mówi spokojnie i schodzi na dół, zostawiając mnie samą.
Przypominam sobie, że zemdlałam pod prysznicem. Jak długo tam leżałam? Która jest teraz godzina? Rozglądam się, ale trudno mi zebrać myśli.
— Jak wszedłeś do mojego mieszkania? — pytam Darrena, gdy po kilku minutach wraca ze szklanką wody. Wygląda na naprawdę przejętego i zmartwionego.
— Drzwi były otwarte, Cassandro. Przyszedłem sprawdzić, jak się czujesz, bo nad ranem słyszałem, jak wracałaś, i pomyślałem, że po niezłej imprezie możesz mieć mega kaca. — Uśmiecha się lekko. Patrzę na niego i próbuję się nie rozpłakać.
— Słyszałeś, jak wracałam? — pytam. Ja tego momentu nie pamiętam.
— Tak, akurat się przebudziłem i usłyszałem hałas na korytarzu. Wyjrzałem i widziałem, jak niósł cię jakiś facet. Zabalowałaś, co?
Mój żołądek zaciska się w supeł. Kto mnie niósł? Adam?
— Jaki facet? — pytam, ignorując jego pytanie.
Zabalowałam? Och, tak! To była, kurwa, najlepsza impreza w moim życiu!
— Nie wiem, może ten, który wpadł tu w piątek? — Darren wzrusza ramionami.
Oddycham z ulgą, bo najwidoczniej nie poznał, że wtedy to był Adam.
— Wybacz… Ja się tak nie zachowuję — wyjaśniam, by nie myślał sobie, że sypiam z kim popadnie. A tak naprawdę, co mnie to interesuje? Niech sobie myśli, co chce. Nie będę się tłumaczyć. Nikomu nie mogę powiedzieć o tym, co mnie spotkało.
— Nie no, daj spokój. Każdy był kiedyś młody. — Jego szczery uśmiech chyba ma mnie pocieszyć.
— Dzięki za pomoc.
— Może lepiej wezwę lekarza? Zemdlałaś i…
— Nie, to nic takiego. Za dużo alkoholu, no i ten gorący prysznic. Zrobiło mi się po prostu słabo. — Uśmiecham się, by nie drążył tematu.
— Nie chcę być wścibski, ale to… — Pokazuje na mój siny nadgarstek. — I to… — Chce dotknąć mojej szyi, ale się odsuwam.
— To naprawdę nic takiego! — warczę.
— Twój facet lubi ostre zabawy? — wypala nagle.
Patrzę na niego oniemiała.
— Co?! — piszczę — Nie! Nie mam faceta i proszę, idź już! — Zrywam się z łóżka i podchodzę do drzwi, dając mu do zrozumienia, że nie żartuję.
— Jeśli cię bije, powinnaś zgłosić to na policję. — Darren powoli rusza do wyjścia.
— To nie twoja sprawa, Darren!
— Widziałem, jaki był wściekły, gdy tu wpadł. Jest o ciebie zazdrosny i to normalne, bo jesteś fajna laska, ale on nie ma prawa cię bić! — dodaje, stając obok mnie.
Obrońca uciśnionych się znalazł. Szkoda, że nie ma o niczym pojęcia! Gówno wie!
— To nie był mój facet i nikt mnie nie pobił. Uderzyłam się podczas omdlenia! — kłamię bezmyślnie. Przecież to oczywiste, że tego śladu na szyi i nadgarstkach nie zrobiłam sobie sama.
— Jak chcesz, ale nie powinnaś go kryć. To jakiś psychol… — stwierdza Darren i na szczęście wychodzi.
Gdy słyszę, jak zamyka za sobą drzwi, biegnę tam i przekręcam wszystkie zamki i zasuwy. Jestem pewna, że wcześniej też to zrobiłam, więc jakim cudem on tu wszedł? Zaczynam się zastanawiać, czy mogę sprawdzić monitoring i zobaczyć, kto mnie odstawił do domu. Rozglądam się, ale nie widzę ani mojej komórki, ani tej, którą dał mi Adam. Serce mi się ściska na myśl, co się może z nim teraz dziać. Zobaczę go jeszcze kiedykolwiek? Czy on w ogóle żyje?
Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Chcę się czymś zająć, ale nie potrafię. Przeglądam firmowe papiery. Jutro muszę przecież iść do pracy i udawać, że wszystko jest w porządku. Dopóki nie upewnię się, że Adamowi nic nie jest, nie zaznam spokoju. Gdy zobaczę go całego i zdrowego, wtedy postanowię, co dalej. Mam taka małą, głupią nadzieję, że może teraz oni pozwolą nam być razem? Może Adam udowodnił im swoją lojalność? Bardzo chciałabym, żeby tak było.
***
Dopiero pod wieczór mój żołądek pozwala mi cokolwiek zjeść. Wciskam w siebie banana i wypijam szklankę ciepłego mleka. Chcę zabić czas, więc po raz kolejny otwieram laptop, by nanieść ostatnie poprawki na projekt, i przy okazji sprawdzam pocztę. Jestem zaskoczona, gdy widzę mail od Adama. Mija chwila, nim zbieram się na odwagę, by go otworzyć.
Nadawca: Adam McKey
Odbiorca: Cassandra Givens
Data: 30 czerwca 2015, godz. 11.55
Cassandro,
Twoje zwolnienie lekarskie zostało dostarczone do firmy faksem. Następnym razem uprzedzaj Valery wcześniej o swojej niedyspozycji. Oszczędzi nam to niepotrzebnego zamieszania.
Nie sądziłem, że zatrudniam tak chorowitego pracownika. To już Twoje drugie zwolnienie, a nie przepracowałaś u nas nawet miesiąca. W naszej firmie doceniamy oddanych i solidnych pracowników.
Przemyśl to.
Życzę szybkiego powrotu do „zdrowia”.
Adam McKey
Prezes zarządu i główny architekt Art Design&Beauty
Gapię się na ten mail i nie mogę uwierzyć. Dopiero teraz dociera do mnie, że dziś jest przecież poniedziałek. Powinnam być zatem w pracy! Jasna cholera! Ale zaraz, zaraz… Moje zwolnienie lekarskie? Jakie zwolnienie? Kurwa mać, o co w tym wszystkim chodzi? Nagle wzbiera we mnie złość, bo mam ochotę w coś przypieprzyć. Oddycham głęboko, wpatrując się w monitor, i zastanawiam się, czy w ogóle mam odpisywać Adamowi. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wiem, czy on udaje, czy taki jest naprawdę. Będzie mnie teraz tak traktował? Nie wytrzymam tego na trzeźwo. Idę do barku i robię sobie drinka, mocno zmieniając proporcję alkoholu i soku. Upijam spory łyk i postanawiam odpisać.
Nadawca: Cassandra Givens
Odbiorca: Adam McKey
Data: 30 czerwca 2015, godz. 19.58
Najdroższy SZEFIE,
Bardzo cenię sobie pracę w PAŃSKIEJ firmie i naprawdę przepraszam za to KOLEJNE zwolnienie. Najwidoczniej KLIMAT Miami tak na mnie wpływa, że stałam się tak CHOROWITA. Postaram się pracować w domu i nie narobić Wam zaległości i kłopotów.
Proszę o wysłanie mi dodatkowych materiałów i dokumentów, a na pewno postaram się nie dać CIAŁA.
Z poważaniem,
Cassandra Givens
Architekt (jeszcze) Art Design&Beauty
Nie spodziewam się odpowiedzi. Adam załatwił mi zwolnienie lekarskie? Mam to gdzieś. Dobry podkład, koszula z długim rękawem i tyle. Nie dam się zastraszyć. Teraz jest mi wszystko jedno i dopóki się nie dowiem, co naprawdę myśli Adam, nie zrezygnuję i nie odpuszczę. Niech mi powie prosto w twarz, o co chodzi i na czym stoję. Nie popadam w rozpacz. Czuję gniew. A to daje mi siłę do tego, by walczyć. O co? W zasadzie nie wiem, ale nie poddam się w walce o samą siebie.
Idę do garderoby, by wybrać ubrania na jutro do pracy. Decyduję się na czarne klasyczne spodnie i marynarkę do kompletu, a pod to biała koszula. Sprawdzam, czy faktycznie pokładem da się zakryć siniak na twarzy i szyi, oraz łykam dwa ziołowe proszki, by móc spokojnie zasnąć. To mi pomaga. Teraz mogę jedynie czekać na to, co zrobi Adam, a na to nie mam już żadnego wpływu. Rano muszę być w dobrej formie. Zaskakuję samą siebie takim podejściem, ale co mi pozostało? Albo będę silna, albo zwariuję.
* Artykuł stanowi fragment książki pt. „Koszmar Morfeusza” K.N. Haner (Wydawnictwo Editio 2017).