Najbardziej oczekiwana z serii książek OReillyego i Dugarda! Bogata i wciągająca historia człowieka, który w młodości uratował wielu ludzi i który na



Najbardziej oczekiwana z serii książek OReillyego i Dugarda! Bogata i wciągająca historia człowieka, który w młodości uratował wielu ludzi i który na oczach całego świata - zamierzał robić to dalej. W październiku 2016 roku amerykańska stacja National Geographic Channel wyemitowała wyreżyserowany przez Roda Luriego film Killing Reagan na podstawie książki OReillyego i Dugarda. Tylko w ciągu pierwszych pięciu dni sprzedaży w USA kupiono 112 tysięcy egzemplarzy tej książki. Co sprawiło, że książka "Zabić Reagana" stała się światowym hitem? Przeczytaj darmowy fragment i przekonaj się ;)

Mężczyzna, który przeżyje jeszcze dwadzieścia cztery lata, wychodzi na scenę. Na widowni brzmią uprzejme oklaski. Ronald Reagan pewnym krokiem zmierza do mównicy przed debatą prezydencką1. Były gwiazdor filmowy przez dwie kadencje sprawował urząd gubernatora Kalifornii, a teraz, w dość zaawansowanym wieku 69 lat, ma ambicje zostać prezydentem Stanów Zjednoczonych. Kruczoczarne włosy, których – jak zapewnia – nie farbuje, układa za pomocą odrobiny kremu Brylcreem2. Ma wyraźnie zaczerwienione policzki, jak gdyby podkreślił je różem, choć rumieńce mógł również wywołać kieliszek wina wypity do obiadu. Przy wzroście 185 centymetrów waży 86 kilogramów. Jest wysoki i trzyma się prosto, lecz nie onieśmiela wyglądem, wręcz przeciwnie, wydaje się przystępny i życzliwy. Przeciwnikiem gubernatora jest obecny prezydent. Jimmy Carter mierzy 177 centymetrów, waży 70 kilogramów i ma szczupłą sylwetkę, jak podczas studiów, gdy uprawiał biegi przełajowe. Po prawdzie nadal znajduje czas, aby codziennie przebiec sześć kilometrów. Jest nałogowym politykiem i angażuje się w każdy szczegół kampanii. Przez ostatnie dwa miesiące odnotował ogromny skok w sondażach. Ma świadomość, że na tydzień przed wyborami on i jego przeciwnik idą łeb w łeb. Zwycięzca tej debaty najprawdopodobniej zdobędzie fotel prezydencki i jeśli Carterowi się to uda, będzie to największy comeback w nowożytnej historii3. Patrząc na to z innej perspektywy, jeżeli przegra, będzie pierwszym od niemal pięćdziesięciu lat prezydentem, który w wyniku wyborów straci urząd po zaledwie jednej kadencji. Ma 56 lat i wciąż wygląda młodo, ale na jego twarzy widać ślady trudów prezydentury. Teraz zajmuje miejsce naprzeciwko Reagana, człowieka, którego nie znosi. Niechęć jest wzajemna. Nieoficjalnie Reagan nazywa obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych „gówniarzem” (little shit). Prezydent Carter staje za mównicą i ukradkiem zerka na rywala. Jest poważny i zasadniczy. Uważa, że Ronald Reagan nie dorównuje mu intelektualnie. Publicznie nazwał go „kłamliwym i niebezpiecznym” i podkreślił, że przeciwnik „różni się ode mnie w niemal wszystkich podstawowych kwestiach dotyczących zaangażowania, doświadczenia oraz obietnic składanych obywatelom Stanów Zjednoczonych”. Przyjmując nominację podczas kongresu Partii Demokratycznej w sierpniu 1980 roku, Carter jasno stwierdził w przemówieniu, że Amerykanów czeka „trudny wybór między dwoma kandydatami, dwiema partiami i dwoma skrajnie odmiennymi obrazami Ameryki oraz świata”. Na zakończenie dodał jeszcze: „To wybór między dwiema przyszłościami”. Carter rzeczywiście sprawia wrażenie mądrzejszego. Ukończył Akademię Marynarki Wojennej na 59. pozycji w roczniku liczącym 820 studentów i przez całą karierę wojskową służył na okrętach podwodnych z napędem atomowym. Pochodzi z Georgii, uśmiecha się szeroko i łatwo zapamiętuje fakty oraz liczby. Ma doświadczenie w polityce zagranicznej oraz wewnętrznej i często posługuje się mądrze brzmiącymi sloganami. W 1976 roku pokonał kandydata Partii Republikańskiej Geralda R. Forda we wszystkich trzech debatach i jest pewien, że tego wieczoru również zwycięży. Pat Caddell, specjalista w zakresie sondaży politycznych, jest największym autorytetem w wyborach prezydenckich i członkiem ekipy Cartera. Przewiduje on, że decydujące zwycięstwo w debacie przesądzi o wygranej jego kandydata. Dwa miesiące wcześniej Reagan prowadził w sondażach szesnastoma punktami. Gdyby jednak wybory odbyły się tego dnia, według badań opinii publicznej Carter zdobyłby 41 procent głosów, a Reagan 40 procent. Mimo to Caddell stanowczo odradza Carterowi bezpośrednią konfrontację. Pod względem politycznym Reaganowi najbardziej szkodzi opinia podżegacza wojennego. Caddell uważa, że podczas debaty były gubernator będzie mógł rozproszyć obawy obywateli, sprawiając wrażenie życzliwego i rozważnego, a nie porywczego. Kiedy staje się jasne, że Carter nie zrezygnuje z publicznej debaty, jego doradcy skutecznie forsują dłuższy, dziewięćdziesięciominutowy format w nadziei, że Reagan się zmęczy i powie coś głupiego. Nie byłby to pierwszy raz. Ronald Reagan tak często używa nieodpowiednich słów w nieodpowiednich momentach, że nawet członkowie jego sztabu wyborczego uważają go za specjalistę od nietaktów. Chyba najgorszą gafę w karierze popełni w Brazylii. Przemawiając podczas uroczystej kolacji w stolicy tego kraju, Brasilii, wzniesie toast za obywateli Boliwii4. Reagan nie jest jednak głupcem i ostrzej od Cartera krytykuje komunistyczny reżim Związku Radzieckiego. Gardzi tym ustrojem. Tyle że w polityce zagranicznej nie ma doświadczenia, na którym mógłby się oprzeć. Przemówień i wypowiedzi uczy się na pamięć, zamiast wdawać się w dogłębne analizy czy przywoływać konkretne szczegóły. Nie stanowi to problemu podczas większości wydarzeń kampanii wyborczej, gdy Reagan może odczytywać napisane wcześniej mowy. Niestety w Cleveland mogą z tego wyniknąć kłopoty. Zgodnie z zasadami debaty kandydatom nie wolno tam zabierać na scenę notatek. Mimo to Reagan nie przyznaje, że sytuacja jest dla niego niekorzystna. Wierzy, że umiejętność nawiązywania kontaktu z publicznością pomoże mu nadrobić braki w erudycji. W rzeczywistości jest zupełnie inny, niż uważa większość ludzi. Ma armię bliskich znajomych, ale niewielu przyjaciół. Swobodnie wypowiada się na temat strategii politycznych, ale rzadko dzieli się osobistymi przemyśleniami. Niektórzy jego pracownicy uważają go za niezaangażowanego i leniwego, ponieważ często pozwala, aby inni podejmowali za niego trudne decyzje. Nie brakuje jednak takich, którym jego sposób bycia wydaje się przyjazny i ujmujący, a styl zarządzania oparty na nieingerowaniu daje im poczucie swobody. Reagana niewiele obchodzą opinie innych. Pewnie kroczy do przodu, rzadko okazując zwątpienie. W minionym tygodniu odwiedził swój rodzinny stan Illinois i udał się na grób Abrahama Lincolna, licząc, że przyniesie mu to szczęście w debacie. Potarł nawet nosem posąg wspaniałego polityka i słynnego oratora z nadzieją, że udzieli mu się choć odrobina jego błyskotliwości. Bynajmniej nie czuje się onieśmielony. O Carterze wyraża się z pogardą. – On wie, że nie zdoła zwyciężyć w debacie, nawet jeśli odbędzie się ona w Ogrodzie Różanym przed urzędnikami jego administracji, a pytania będzie zadawał Jody Powell – mówi, nawiązując do sekretarza prasowego prezydenta. Ale prawda jest taka, że kampania Reagana straciła początkowy impet. 16 października „The Wall Street Journal” podaje: „Prezydenckiej kampanii Ronalda Reagana zaczyna brakować pary”. – Obawiam się, że Reagan traci na wszystkich frontach – wyjawia reporterom w nieoficjalnej rozmowie jeden z jego głównych doradców. – Jeżeli nie zrobi czegoś radykalnego, przegra5. Tymczasem współpracowników Cartera przepełnia optymizm. Magazynowi „Newsweek” mówią, że wszystkie elementy trafiły na właściwe miejsca, aby umożliwić zwycięstwo obecnemu prezydentowi. Dokładnie o 21.30 rozpoczyna się debata. Ruth Hinerfeld z Ligi Kobiet Głosujących rozpoczyna wieczór krótkim wprowadzeniem. Niepewnie wypowiada kilka zdań, po czym oddaje głos moderatorowi, doświadczonemu dziennikarzowi Howardowi K. Smithowi z ABC News. Smith siedzi przy stole pod sceną. Ma rozluźniony krawat i rozpiętą marynarkę. – Dziękuję, pani Hinerfeld – mówi, a następnie przedstawia czworo dziennikarzy, którzy będą zadawali pytania kandydatom6. Gwar i aplauz milkną, ustępując napięciu. Wszyscy czują, że ten wieczór może zmienić bieg historii Stanów Zjednoczonych. Zarówno Reagan, jak i Carter wiedzą, że lata siedemdziesiąte XX wieku były dla Ameryki straszne. W 1974 roku ujawnienie afery Watergate zmusiło prezydenta Richarda Nixona do rezygnacji z urzędu. Niepowstrzymany rozwój machiny wojennej Związku Radzieckiego oraz klęska Amerykanów w Wietnamie zmieniły układ sił na świecie. Tymczasem w kraju inflacja, stopy procentowe i stopa bezrobocia są niebotycznie wysokie. W wyniku deficytu paliw do stacji benzynowych ustawiają się kilometrowe kolejki. A najgorsze jest upokorzenie po ataku irańskich radykałów na ambasadę amerykańską w Teheranie w 1979 roku. Niemal cały personel placówki wzięto wówczas jako zakładników, a podjęta po prawie sześciu miesiącach próba ich uwolnienia zakończyła się niepowodzeniem – zginęło w niej ośmiu amerykańskich żołnierzy. Tydzień po debacie telewizyjnej, kiedy amerykańscy obywatele ruszą do urn, aby wybrać prezydenta, minie dokładnie rok, odkąd pięćdziesięciu dwóch pracowników ambasady zostało uwięzionych. Stany Zjednoczone Ameryki nadal są mocarstwem, lecz dominuje atmosfera klęski, nie nadziei. Niewielki teatr, w którym za chwilę rozpocznie się debata, powstał tuż po I wojnie światowej, gdy Ameryka prężyła muskuły na arenie międzynarodowej jako globalna potęga. Tyle że tego wieczoru widzowie7 zadają sobie jedno pytanie: Czy Amerykę da się jeszcze naprawić? Albo raczej: Czy Stany Zjednoczone najlepsze lata mają już za sobą? – Panie gubernatorze – zaczyna Marvin Stone, redaktor naczelny magazynu „U.S. News & World Report” – krytykuje się pana za zbyt pochopne zalecanie metod siłowych, militarnych, w rozwiązywaniu kryzysów za granicą. Co różni panów w kwestii wykorzystania amerykańskiej potęgi wojskowej? Jako aktor Reagan doświadczył wielu wzlotów i upadków. Przetrwał niejedną porażkę, rozwód, a nawet upokorzenia związane z graniem w filmach, które go ośmieszały. Nauczył się zachowywać zimną krew w trudnych sytuacjach i posiadł umiejętność odpowiedniego wygłaszania kwestii. Niestety, gdy Stone wytyka mu to, co niektórzy uważają za bezsporny minus w życiorysie kandydata na prezydenta, Reagana zawodzą umiejętności. Z trudem szuka odpowiednich słów. Elokwencja ustępuje niezręcznym pauzom. – Wierzę całym sercem – zaczyna powoli, jak gdyby zapomniał, jak brzmiało pytanie – że naszym najważniejszym zadaniem jest zapewnienie pokoju na świecie. Za kulisami, w pomieszczeniu sztabu Cartera, współpracownicy prezydenta wybuchają śmiechem, oglądając zmieszanego Reagana na ekranie telewizora. Były gubernator kontynuuje, ale wyraźnie widać, że chce jak najszybciej uporać się z tą sprawą i przejść do przygotowanych na ten wieczór odpowiedzi. – Mam synów – oznajmia wreszcie, znajdując sposób na wykorzystanie jednej z nich. – Mam wnuka. Nie chcę, by kolejne pokolenie młodych Amerykanów wykrwawiało się na śmierć na piaszczystych plażach Pacyfiku, na polach ryżowych i w dżunglach Azji czy na błotnistych, krwawych polach Europy. Stojący trzy metry od niego Carter zaciska dłonie na pulpicie, jak gdyby stał na ambonie. Ma znużony wzrok i napiętą twarz8. Z natury drażliwy, jest zmęczony negocjowaniem do późna w nocy warunków uwolnienia amerykańskich zakładników. Pertraktacje są w trudnej fazie, a on ma świadomość, że sukces zapewniłby mu zwycięstwo w wyborach. Ta sprawa tak go pochłonęła, że początkowo w ogóle nie chciał poświęcać czasu na przygotowania do debaty. Brak snu daje mu się we znaki. Jest rozdrażniony, spięty i niemiły dla otoczenia. Zmęczenie sprawia, że trudno mu ukryć głęboką pogardę dla Reagana, gdy stoją razem na scenie. Kiedy przychodzi jego kolej, aby udzielić odpowiedzi na to samo pytanie, mówi prostymi zdaniami, przypominając obecnym na widowni oraz milionom widzów przed telewizorami, że jest zdeklarowanym zwolennikiem silnej obronności państwa. Wspomina amerykańskiego dziennikarza H. L. Menckena i cytuje jego słowa na temat natury rozwiązywania problemów. Ta aluzja ma przypomnieć ludziom o erudycji Cartera, lecz tym razem jest nietrafiona – Mencken był przeciwnym religii, nieufnym wobec demokracji zwolennikiem elitaryzmu. Powołanie się na niego to słabo zawoalowana próba zmobilizowania bardziej lewicowych głosów w Partii Demokratycznej. Tyle że obywatele Stanów Zjednoczonych, zarówno demokraci, jak i republikanie, są w patriotycznym nastroju. Pragną powrotu do prostych i jasnych amerykańskich wartości. Skutek przytoczenia słów H. L. Menckena jest taki, że Carter sprawia wrażenie oderwanego od rzeczywistości. Łysiejący Stone nie zamierza przepuścić takiej okazji. Pochyla się nad mikrofonem i zwraca do prezydenta Stanów Zjednoczonych tak, jakby strofował początkującego reportera. – W jakich okolicznościach zdecydowałby się pan użyć sił zbrojnych, aby uporać się, na przykład, z odcięciem dostaw ropy z rejonu Zatoki Perskiej… gdyby do tego doszło… bądź powstrzymać ekspansję radziecką poza Afganistan, do Iranu lub Pakistanu? Zadaję to pytanie, mając na uwadze zarzuty, że jesteśmy nieprzygotowani do długotrwałego – podkreślam słowo długotrwałego – użycia siły w tej części świata. Tego wieczoru Carter jedenaście razy sięgnie po szklankę z wodą. Ten gest zdradza go niczym nerwowy tik gracza. Podobnie jak to, że nieustannie mruga, gdy czuje się zakłopotany. – Zadbaliśmy o pokojowe rozwiązanie tej kwestii. Zamiast włączać amerykańskie siły zbrojne do walki, wolimy, aby potęga naszego narodu była odczuwana w bardziej pozytywny sposób – odpowiada, mrugając, jak gdyby patrzył prosto w słońce. – Dzięki temu, według mnie, chronimy nasze interesy w rejonie Zatoki Perskiej, podobnie jak robimy to na Bliskim Wschodzie i w innych miejscach na świecie. To nie odpowiedź. To unik. Carter chce sprawiać wrażenie prawdziwego przywódcy, który nie daje się wciągać w spory, tymczasem wypada na niezdecydowanego i słabego. Przy odpowiedzi na to samo pytanie Reagan ponownie się zacina… ale tylko na chwilę. Jego proces myślowy trafia na właściwy tor. Przygotowywał się do tej debaty ze swoim doradcą Davidem Stockmanem, który intelektem dorównuje Carterowi. Teraz ta praca procentuje. Reagan odzyskuje pewność siebie. Zaczyna sypać danymi statystycznymi. Bez zająknięcia mówi o trzydziestoośmioprocentowej redukcji sił zbrojnych podczas prezydentury Cartera, o rezygnacji z budowy sześćdziesięciu okrętów, które marynarka uznaje za niezbędne do wypełniania swojej misji na świecie, oraz o uporze, z jakim Carter dążył do tego, aby projekty budowy nowych amerykańskich bombowców, pocisków i okrętów podwodnych zostały odroczone bądź zaniechane. Oburzenie w głosie Reagana odpowiada temu, jakie czują widzowie. Są już zmęczeni tym, że Ameryka coraz bardziej pogrąża się w globalnej bezsilności. Jimmy Carter sięga po szklankę z wodą. W oddalonej o ponad tysiąc sześćset kilometrów na zachód miejscowości Evergreen w Kolorado dwudziestopięcioletni John Hinckley jr nie śledzi debaty. Zamiast tego obmyśla sposoby zaimponowania Jodie Foster, młodej aktorce, która w 1976 roku wystąpiła z Robertem De Niro w Taksówkarzu. Hinckley obejrzał ten film już ponad piętnaście razy. Nigdy nie spotkał Jodie, ale uważa ją za miłość swojego życia i zamierza ją zdobyć. Ogarnięty obsesją na punkcie osiemnastoletniej aktorki, na jakiś czas przeprowadził się nawet do New Haven w Connecticut, żeby śledzić Foster, która studiowała na Yale. Sam nie ukończył college’u, ponieważ nie mógł się skupić na nauce, mimo to bez trudu dostawał się na jej zajęcia. Wsuwał liściki miłosne pod drzwi jej pokoju w akademiku, zdobył jej numer i bezczelnie zadzwonił do niej z zaproszeniem na kolację. Zdumiona odmówiła. Była tak zszokowana natarczywością Hinckleya i jego późniejszym zachowaniem, że przez lata w ogóle nie chciała o tym rozmawiać. Nie mając grosza przy duszy, John Hinckley musiał w końcu wrócić do rodziców. Nie przestał jednak rozmyślać o tym, jak nakłonić Jodie Foster do zmiany zdania. Ma wielkie i dziwaczne plany. Rozważa popełnienie samobójstwa na oczach aktorki albo uprowadzenie samolotu. Posuwa się nawet do planowania zamachu na prezydenta Jimmy’ego Cartera. Ma nadwagę i nieporządną fryzurę. Jeszcze nie trafił do psychiatry z powodu schizofrenii, która powoli przejmuje kontrolę nad jego umysłem. Dopiero za tydzień ma umówioną pierwszą wizytę. Niestety, żadna terapia nie powstrzyma go przed myśleniem o Jodie Foster… i o tym, do czego musi się posunąć, aby zdobyć jej miłość. Na razie jednak siedzi w niewielkim pokoju w suterenie i rozważa samobójstwo. Na szafce przy łóżku stoją buteleczki z lekarstwami. Minie kilka dni, zanim w końcu zbierze się na odwagę, sięgnie po pojemnik z etykietą „Valium” i zażyje śmiertelną dawkę. Próba się nie powiedzie. John Hinckley ocknie się ogarnięty mdłościami i poprzysięgnie sobie, że znajdzie inny sposób, aby zaimponować Jodie Foster. Samobójstwo nie jest rozwiązaniem. Umrzeć musi ktoś inny. Mniej więcej w połowie dziewięćdziesięcioczterominutowej debaty Ronald Reagan uderza w bardziej osobisty ton. – Jeden z obecnych tu widzów zadał mi proste pytanie – mówi z powagą. – Zapytał: „Czy mogę mieć nadzieję, że kiedyś będę w stanie zapewnić byt mojej rodzinie?”. Stojąca z boku Nancy Reagan widzi, że jej mąż z każdym pytaniem czuje się coraz pewniej. To podnosi ją na duchu. Wcześniej bardzo się obawiała, że Ronnie powie coś nierozważnego, i początkowo była przeciwna debacie. Z jej opinią Reagan liczy się nawet bardziej niż ze zdaniem swoich doradców. Są małżeństwem od 28 lat i to ona jest siłą napędową jego kampanii prezydenckiej. Przywykł mówić o niej Mommy (Mamuśka) i część dziennikarzy piszących o Reaganie kpi z tego czułego zwrotu. Nancy Reagan nosi sukienki w rozmiarze 36, ma chude nogi i grube kostki. Jej matka była aktorką, a ojczym cenionym chirurgiem. Dorastała w przeświadczeniu, że zdobędzie kiedyś sławę9. Nie może się obejść bez tabletek nasennych i leków uspokajających. Czasami pod wpływem stresu wybucha płaczem, ale gdy poprawia męża albo domaga się, aby któryś z członków sztabu został ukarany, w jej głosie brzmi stalowa nuta. Reaguje zdumieniem, gdy prasa przedstawia ją jako przebiegłą lady Makbet, lecz ta opinia nie jest daleka od prawdy. Nancy jest bardziej irytującą połową małżeństwa Reaganów i z determinacją dąży do zwycięstwa w wyborach – za wszelką cenę. Nie wyklucza nawet oszustwa. Jimmy Carter nie wie jeszcze, że szczegółowe notatki, którymi posługiwał się w przygotowaniach do debaty, zostały wykradzione z Białego Domu i w tajemnicy przekazane sztabowi Reagana. Dzięki temu Reagan z wyprzedzeniem wie, jak Carter zamierza odpowiadać na poszczególne pytania. Oczywiście nikt nie sugeruje wprost, że to Nancy zaplanowała kradzież – co więcej, sprawa wyjdzie na jaw dopiero po trzech latach i nigdy nie poznamy sprawcy10. Nie jest jednak tajemnicą, że gdy gra toczy się o tak wysoką stawkę, Nancy nie przestrzega zasad. Zdobycie scenariusza walki wyborczej Cartera traktuje jako nieoczekiwaną premię dla kampanii Reagana, a nie przestępstwo. W trakcie debaty Jimmy Carter sam sobie szkodzi. – Rozmawiałem z moją córką Amy – wyznaje. – Zapytałem ją, jaki problem jest według niej najważniejszy. Odparła, że broń jądrowa i kontrola arsenału nuklearnego. Współpracownicy Cartera śledzący debatę z pomieszczenia na zapleczu są załamani. W czasie przygotowań prezydent uprzedził ich, że planuje powołać się na swoją trzynastoletnią córkę, ale stanowczo mu to odradzali. Pat Caddell wspomni później, że ostatecznie usłyszeli: „Pieprzcie się. To ja jestem prezydentem”. Decyzja Cartera okazuje się poważnym błędem. Informacja, że prezydent Stanów Zjednoczonych pozwala nastolatce decydować o tym, co jest najważniejsze dla Ameryki w czasach kryzysu, wydaje się komiczna. Jeden z dziennikarzy napisze później, że mówiąc to, Carter pokazał się z najgorszej strony – jako człowiek słaby i śmieszny. Jimmy Carter nie ma jednak takiego poczucia. „Jeśli chodzi o samą debatę, trudno ocenić ogólne wrażenie, jakie odnieśli widzowie” – notuje jeszcze tego samego wieczoru. – „On [Reagan] ma swoje wyuczone odpowiedzi. Wciska guzik i słowa płyną”11. Stwierdzenie Cartera jest prawdziwe. Jak wszyscy doświadczeni aktorzy, Reagan jest mistrzem uczenia się kwestii na pamięć. Poza tym, oprócz mnóstwa wcześniej przygotowanych odpowiedzi, które napisał sam bądź z doradcami, wymyślił jeszcze jedno proste zdanie, aby zakpić z Cartera. Gdy prezydent wdaje się w szczegółowe i nudne wyjaśnienia na temat sprzeciwu Reagana wobec państwowej opieki zdrowotnej, ten spokojnie czeka. Widać, że Carter popisuje się intelektem, aby Reagan wypadł przy nim na starego, mało pojętnego i oderwanego od rzeczywistości. Wypowiedź prezydenta została tak przygotowana, by jego oponent nie mógł się uratować gotowymi formułkami i by nikt nie miał wątpliwości, że to Jimmy Carter jest inteligentniejszym kandydatem. Tymczasem Reagan demonstruje szczyt swoich możliwości. Czterema prostymi słowami, które będą pamiętane przez lata, sprawia, że prezydent wypada śmiesznie. Wymyślił je podczas wielogodzinnych przygotowań do debaty, lecz nikomu ich nie wyjawił. Wiedział, że muszą zabrzmieć całkowicie spontanicznie, aby odnieść pożądany skutek. Powoli kręci głową, spogląda na Cartera i mówi: „A pan znowu swoje”. Widownia wybucha śmiechem. Reagan mówi to tonem rodzica rozczarowanego dzieckiem, które nie spełniło pokładanych w nim oczekiwań. Te słowa nie znaczą nic, a zarazem znaczą bardzo wiele. Jedno krótkie zdanie podsumowuje nastroje społeczeństwa, które nie chce już słuchać szczegółowych wyjaśnień politycznych przyczyn upadku gospodarczego oraz tłumaczeń, dlaczego Amerykanie są zakładnikami w obcym państwie. Czas słów minął. Przyszła pora na działanie. Do wyborów zostało siedem dni, ale dla Jamesa Earla „Jimmy’ego” Cartera z Plains w Georgii jest już po wszystkim. Jedynym człowiekiem, który jeszcze o tym nie wie, jest on sam. „Obie strony czuły się po debacie równie zadowolone. Zobaczymy, czyja strategia okaże się lepsza, kiedy w następny wtorek przyjdzie czas liczenia głosów”, zapisuje w dzienniku. Na koniec debaty Reagan zwraca się emocjonalnie do Amerykanów: – Czy żyje wam się lepiej niż cztery lata temu? – pyta, patrząc prosto w kamerę telewizyjną. – Czy łatwiej możecie dostać wszystko w sklepach niż cztery lata temu? Bezrobocie jest większe czy mniejsze niż cztery lata temu? Czy Stany Zjednoczone są tak samo szanowane na świecie jak dawniej? Uważacie, że jesteśmy równie bezpieczni i silni jak cztery lata temu? Jeżeli na wszystkie te pytania odpowiadacie „Tak”, myślę, że jest dla was oczywiste, na kogo oddacie głos. Tak oczywiste, że Reagan odnosi walne zwycięstwo. Otrzymuje 489 głosów elektorskich, podczas gdy Jimmy Carter zaledwie 4912. 20 stycznia 1981 roku Ronald Reagan zostaje zaprzysiężony jako czterdziesty prezydent Stanów Zjednoczonych. John Hinckley junior ma nowy cel.


Czas trwania promocji od 26.04.2017 do 02.05.2017