Tak, to właśnie dziś, długo wyczekiwany "Koszmar Morfeusza" K.N. Haner ma oficjalną premierę. To kontynuacja "Snów Morfeusza", historia trudnej miłośc

Tak, to właśnie dziś, długo wyczekiwany "Koszmar Morfeusza" K.N. Haner ma oficjalną premierę. To kontynuacja "Snów Morfeusza", historia trudnej miłości Cassandry Givens do Adama McKeya. Jeśli jeszcze nie czytałyście, nie czekajcie, z tego koszmaru nie będziecie chciały się wybudzić!

[embed]https://www.youtube.com/watch?v=R8nFOIWYBV0&feature=share[/embed] Budzę się we własnym mieszkaniu, we własnym łóżku. Otwieram oczy i pierwsze, co robię, to biegnę do łazienki. Wymiotuję. Nie mogę pohamować obrzydzenia, jakie czuję. Obrzydzenia do samej siebie. Widzę sine ślady na swoich nadgarstkach i wzbiera we mnie kolejna fala mdłości. Wykończona torsjami kładę się na zimnej podłodze łazienki i zwijam się w kłębek. Nie mam siły płakać ani ruszyć chociażby ręką. Przez moment odnoszę wrażenie, że nie mam siły nawet oddychać. O niczym innym nie jestem w stanie myśleć prócz tego, że nie chce mi się już żyć. To cholernie samolubne, ale nic na to nie poradzę. Czy można się podnieść i normalnie funkcjonować po czymś takim? Wątpię. Ten popieprzony świat, w którym tkwi Adam, zniszczył mnie w jeden dzień i zapewne jego także. On siedzi w tym od lat, ale ja dopiero teraz zrozumiałam, czego naprawdę się boi. Jestem w stanie nawet wczuć się w sytuację jego brata, który najpewniej popełnił samobójstwo, bo nie mógł już dłużej tego znosić. Trzęsę się z zimna, ale jakimś cudem udaje mi się wstać. Zerkam w lustro, choć to bardzo trudne. Na policzku mam siniaka po ciosie Erosa, a na szyi czerwony ślad od uścisku Adama i kilka mniejszych otarć na udach. Pieprzył mnie tak mocno, że posiniaczył mi uda. Boże! Moja twarz jest blada i opuchnięta, tylko miejsce po uderzeniu czerwone i obolałe. Tam na dole również wszystko mnie boli. Gardzę kobietą, którą widzę w odbiciu. No bo kim ona jest? Kim ja jestem? Teraz już nikim, co mi udowodniono w Mirrors. Czym sobie zasłużyłam na to, że mnie nie zabili? Nie wiem, ale to daje mi jedyną nadzieję, że Adam też żyje. Może po tym wszystkim dadzą mu spokój? Tylko o jego dobro się martwię. Nigdy nikogo nie kochałam tak mocno jak jego i mimo że on uczestniczył wczoraj w tym koszmarze, nadal go kocham. To normalne? Każda kobieta spierdoliłaby od takiego faceta i nie chciałaby go znać, a ja? Jedyne, czego pragnę, to by mnie teraz po prostu przytulił. Wychodzę z łazienki i schodzę na dół. Zaskakuje mnie porządek, jaki tu panuje. Spodziewałam się raczej widoku jak po przejściu tornada. Nawet po obiedzie jest posprzątane, a na stole widzę kopertę i jedną białą różę. Pierwsze, co robię, to biegnę do drzwi, by je zamknąć. Opieram się o nie i zaczynam głośno płakać. Zanoszę się, łapię łapczywie powietrze. Po chwili podchodzę do stołu i drżącymi rękoma otwieram kopertę. Nie mam pojęcia, od kogo ona jest, ale mogę się domyślać. Wyjmuję kartkę, na której jest napisane tylko jedno słowo: Odrzucona. Unoszę brew, bo nie mam pojęcia, co to znaczy. Jakie jest przeciwieństwo odrzuconej? Przyjęta? Czy to się odnosi do tego, co się działo wczoraj? Nie mam, kurwa, pojęcia. Zgniatam kartkę w dłoni i wyrzucam ją do kosza razem z białą różą. Nalewam sobie wody do szklanki i opróżniam ją jednym haustem. Cholernie chce mi się pić, jednak nie czuję głodu. Żołądek mam nadal zaciśnięty. O dziwo, czuję się czysta i mam na sobie świeże ubranie. Ktoś musiał mnie wykapać, zanim mnie tu odwiózł. Mimo to idę pod prysznic, chcąc zmyć z siebie te okropne wspomnienia, które kołaczą się w mojej głowie. Czuję na sobie dłonie Adama i znowu zaczynam płakać. Nie wiem co mam myśleć. Zostawił mnie tam. Wyszedł. Z drugiej strony zdaję sobie sprawę, że był dla mnie łagodniejszy, niż powinien. Mój umysł chyba nie jest w stanie pojąć tego, co tam się wydarzyło. Spędzam pod prysznicem prawie dwie godziny. Stoję bez ruchu, a gorąca, wręcz parząca woda zalewa moje ciało. Cała łazienka jest w kłębach pary, a gdy w końcu wychodzę spod strumienia, robi mi się słabo. Upadam na podłogę łazienki, ponownie tracąc przytomność. *** Chcę się wyrwać z koszmaru, ale to wraca. Leżę na podłodze, a wspomnienia z nocy ponownie stają się rzeczywistością. Jednak niczego nie mogę zrobić, bo trwam zawieszona między jawą a snem. Między świadomością a pustką, która jest tak blisko, a jednak nie nadchodzi. Nagle rozchylam lekko powieki, bo słyszę męski głos. — Cassandro! Cassandro, otwórz oczy! Widzę nad sobą czyjąś postać, ale nie jestem w stanie rozpoznać, kto to jest. Jest mi słabo i kręci mi się w głowie. Mężczyzna bierze mnie na ręce i mimo mojego niepewnego sprzeciwu wynosi mnie z łazienki do sypialni, po czym kładzie na łóżku i okrywa kocem. Dopiero po chwili orientuję się, że to… Darren. Co on tu, do cholery, robi? — Przyniosę ci wody — mówi spokojnie i schodzi na dół, zostawiając mnie samą. Przypominam sobie, że zemdlałam pod prysznicem. Jak długo tam leżałam? Która jest teraz godzina? Rozglądam się, ale trudno mi zebrać myśli. — Jak wszedłeś do mojego mieszkania? — pytam Darrena, gdy po kilku minutach wraca ze szklanką wody. Wygląda na naprawdę przejętego i zmartwionego. — Drzwi były otwarte, Cassandro. Przyszedłem sprawdzić, jak się czujesz, bo nad ranem słyszałem, jak wracałaś, i pomyślałem, że po niezłej imprezie możesz mieć mega kaca. — Uśmiecha się lekko. Patrzę na niego i próbuję się nie rozpłakać. — Słyszałeś, jak wracałam? — pytam. Ja tego momentu nie pamiętam. — Tak, akurat się przebudziłem i usłyszałem hałas na korytarzu. Wyjrzałem i widziałem, jak niósł cię jakiś facet. Zabalowałaś, co? Mój żołądek zaciska się w supeł. Kto mnie niósł? Adam? — Jaki facet? — pytam, ignorując jego pytanie. Zabalowałam? Och, tak! To była, kurwa, najlepsza impreza w moim życiu! — Nie wiem, może ten, który wpadł tu w piątek? — Darren wzrusza ramionami. Oddycham z ulgą, bo najwidoczniej nie poznał, że wtedy to był Adam. — Wybacz… Ja się tak nie zachowuję — wyjaśniam, by nie myślał sobie, że sypiam z kim popadnie. A tak naprawdę, co mnie to interesuje? Niech sobie myśli, co chce. Nie będę się tłumaczyć. Nikomu nie mogę powiedzieć o tym, co mnie spotkało. — Nie no, daj spokój. Każdy był kiedyś młody. — Jego szczery uśmiech chyba ma mnie pocieszyć. — Dzięki za pomoc. — Może lepiej wezwę lekarza? Zemdlałaś i… — Nie, to nic takiego. Za dużo alkoholu, no i ten gorący prysznic. Zrobiło mi się po prostu słabo. — Uśmiecham się, by nie drążył tematu. — Nie chcę być wścibski, ale to… — Pokazuje na mój siny nadgarstek. — I to… — Chce dotknąć mojej szyi, ale się odsuwam. — To naprawdę nic takiego! — warczę. — Twój facet lubi ostre zabawy? — wypala nagle. Patrzę na niego oniemiała. — Co?! — piszczę — Nie! Nie mam faceta i proszę, idź już! — Zrywam się z łóżka i podchodzę do drzwi, dając mu do zrozumienia, że nie żartuję. — Jeśli cię bije, powinnaś zgłosić to na policję. — Darren powoli rusza do wyjścia. — To nie twoja sprawa, Darren! — Widziałem, jaki był wściekły, gdy tu wpadł. Jest o ciebie zazdrosny i to normalne, bo jesteś fajna laska, ale on nie ma prawa cię bić! — dodaje, stając obok mnie. Obrońca uciśnionych się znalazł. Szkoda, że nie ma o niczym pojęcia! Gówno wie! — To nie był mój facet i nikt mnie nie pobił. Uderzyłam się podczas omdlenia! — kłamię bezmyślnie. Przecież to oczywiste, że tego śladu na szyi i nadgarstkach nie zrobiłam sobie sama. — Jak chcesz, ale nie powinnaś go kryć. To jakiś psychol… — stwierdza Darren i na szczęście wychodzi. Gdy słyszę, jak zamyka za sobą drzwi, biegnę tam i przekręcam wszystkie zamki i zasuwy. Jestem pewna, że wcześniej też to zrobiłam, więc jakim cudem on tu wszedł? Zaczynam się zastanawiać, czy mogę sprawdzić monitoring i zobaczyć, kto mnie odstawił do domu. Rozglądam się, ale nie widzę ani mojej komórki, ani tej, którą dał mi Adam. Serce mi się ściska na myśl, co się może z nim teraz dziać. Zobaczę go jeszcze kiedykolwiek? Czy on w ogóle żyje? Nie jestem w stanie normalnie funkcjonować. Chcę się czymś zająć, ale nie potrafię. Przeglądam firmowe papiery. Jutro muszę przecież iść do pracy i udawać, że wszystko jest w porządku. Dopóki nie upewnię się, że Adamowi nic nie jest, nie zaznam spokoju. Gdy zobaczę go całego i zdrowego, wtedy postanowię, co dalej. Mam taka małą, głupią nadzieję, że może teraz oni pozwolą nam być razem? Może Adam udowodnił im swoją lojalność? Bardzo chciałabym, żeby tak było. *** Dopiero pod wieczór mój żołądek pozwala mi cokolwiek zjeść. Wciskam w siebie banana i wypijam szklankę ciepłego mleka. Chcę zabić czas, więc po raz kolejny otwieram laptop, by nanieść ostatnie poprawki na projekt, i przy okazji sprawdzam pocztę. Jestem zaskoczona, gdy widzę mail od Adama. Mija chwila, nim zbieram się na odwagę, by go otworzyć. Nadawca: Adam McKey Odbiorca: Cassandra Givens Data: 30 czerwca 2015, godz. 11.55 Cassandro, Twoje zwolnienie lekarskie zostało dostarczone do firmy faksem. Następnym razem uprzedzaj Valery wcześniej o swojej niedyspozycji. Oszczędzi nam to niepotrzebnego zamieszania. Nie sądziłem, że zatrudniam tak chorowitego pracownika. To już Twoje drugie zwolnienie, a nie przepracowałaś u nas nawet miesiąca. W naszej firmie doceniamy oddanych i solidnych pracowników. Przemyśl to. Życzę szybkiego powrotu do „zdrowia”. Adam McKey Prezes zarządu i główny architekt Art Design&Beauty Gapię się na ten mail i nie mogę uwierzyć. Dopiero teraz dociera do mnie, że dziś jest przecież poniedziałek. Powinnam być zatem w pracy! Jasna cholera! Ale zaraz, zaraz… Moje zwolnienie lekarskie? Jakie zwolnienie? Kurwa mać, o co w tym wszystkim chodzi? Nagle wzbiera we mnie złość, bo mam ochotę w coś przypieprzyć. Oddycham głęboko, wpatrując się w monitor, i zastanawiam się, czy w ogóle mam odpisywać Adamowi. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie wiem, czy on udaje, czy taki jest naprawdę. Będzie mnie teraz tak traktował? Nie wytrzymam tego na trzeźwo. Idę do barku i robię sobie drinka, mocno zmieniając proporcję alkoholu i soku. Upijam spory łyk i postanawiam odpisać. Nadawca: Cassandra Givens Odbiorca: Adam McKey Data: 30 czerwca 2015, godz. 19.58 Najdroższy SZEFIE, Bardzo cenię sobie pracę w PAŃSKIEJ firmie i naprawdę przepraszam za to KOLEJNE zwolnienie. Najwidoczniej KLIMAT Miami tak na mnie wpływa, że stałam się tak CHOROWITA. Postaram się pracować w domu i nie narobić Wam zaległości i kłopotów. Proszę o wysłanie mi dodatkowych materiałów i dokumentów, a na pewno postaram się nie dać CIAŁA. Z poważaniem, Cassandra Givens Architekt (jeszcze) Art Design&Beauty Nie spodziewam się odpowiedzi. Adam załatwił mi zwolnienie lekarskie? Mam to gdzieś. Dobry podkład, koszula z długim rękawem i tyle. Nie dam się zastraszyć. Teraz jest mi wszystko jedno i dopóki się nie dowiem, co naprawdę myśli Adam, nie zrezygnuję i nie odpuszczę. Niech mi powie prosto w twarz, o co chodzi i na czym stoję. Nie popadam w rozpacz. Czuję gniew. A to daje mi siłę do tego, by walczyć. O co? W zasadzie nie wiem, ale nie poddam się w walce o samą siebie. Idę do garderoby, by wybrać ubrania na jutro do pracy. Decyduję się na czarne klasyczne spodnie i marynarkę do kompletu, a pod to biała koszula. Sprawdzam, czy faktycznie pokładem da się zakryć siniak na twarzy i szyi, oraz łykam dwa ziołowe proszki, by móc spokojnie zasnąć. To mi pomaga. Teraz mogę jedynie czekać na to, co zrobi Adam, a na to nie mam już żadnego wpływu. Rano muszę być w dobrej formie. Zaskakuję samą siebie takim podejściem, ale co mi pozostało? Albo będę silna, albo zwariuję.


* Artykuł stanowi fragment książki pt. „Koszmar Morfeusza” K.N. Haner (Wydawnictwo Editio 2017).

Czas trwania promocji od 07.02.2017 do 13.02.2017